Nie ma w Iłży Wielkanocy bez barabana
Zanim na niedzielnej mszy rezurekcyjnej zabrzmią w całej Polsce słowa: „Chrystus Zmartwychwstał, Alleluja!”, w Iłży Wielkanoc ogłaszana jest w sposób zupełnie wyjątkowy. W tę noc zwaną „wielką”, w ciszy i ciemnościach małego miasteczka, rozlega się charakterystyczne, rytmiczne, przenikliwe bębnienie, które niesie się w mroku, docierając do pobliskich wiosek. Pod wodzą prowadzącego solisty Mariana Rachudały, bębni siedmiu doświadczonych, tych samych od lat barabaniarzy. Miejscowi mówią, że: „nie ma w Iłży Wielkanocy, jak nie ma barabana”. Ta tradycja jest stała i stabilna.
Jak głosi miejscowa legenda, zwyczaj ten praktykowany jest rokrocznie od XVII wieku. Barabaniono nawet w czasie II wojny światowej. Wyjątkiem była jedynie pierwsza Wielkanoc w stanie wojennym, kiedy nie wydano pozwolenia na procesję.
Są dwie teorie pojawienia się tego zwyczaju w Iłży. Według pierwszej, baraban został w mieście po wkroczeniu wrogich wojsk podczas Potopu szwedzkiego, które nadawały za jego pomocą sygnał do natarcia. Druga teoria głosi, że to łup wojenny zabrany Turkom w czasach Odsieczy Wiedeńskiej. Marian Rachudała mówi, że „z barabanem chodzili od bardzo dawna, ale nie wiadomo od kiedy. I nikt do dzisiaj nie może zbadać tej tajemnicy, jak było naprawdę”. Podobno na bębnie wybita była data 1638 (ale możliwe, że było 1668 lub 1668, a może 1683), co mogło świadczyć, iż bęben został wykonany przed Potopem Szwedzkim (1655-1660). Ale po koniecznej naprawie, która miała miejsce kilkanaście lat temu, ten ślad uległ zatarciu, pozostając jedynie w pamięci tych, którzy go widzieli.
Według „Słownika Języka Polskiego” PWN, baraban to wielki bęben turecki używany przez pułki janczarskie i niektóre oddziały dawnych wojsk polskich. Jest instrumentem muzycznym z grupy membranofonów, o donośnym, głębokim dźwięku. Składa się z walcowatego korpusu rezonansowego i 1 lub 2 membran. Ma obustronny naciąg. Barabany weszły z czasem w skład instrumentarium kapel ludowych, wzmacniając skalę niskich tonów.
Iłżecki bęben ma średnicę 1 metra i wysokość 50 centymetrów. Na korpus wykonany z wyklepanej miedzianej blachy, naciągnięta jest membrana z wyprawionej skóry cielęcej lub źrebięcej (trudno to dzisiaj precyzyjnie ustalić). Instrument przechowywany jest w skarbczyku miejscowego kościoła farnego pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pojawia się publicznie wyłącznie raz w roku.
Baraban tak bardzo przypisany jest Iłży, że zgodnie z tutejszą tradycją, również bębniący na nim powinni być jej mieszkańcami. Najczęściej są nimi od pokoleń mężczyźni z tych samych rodzin i zdarza się, że rola ta przechodzi z ojca na syna. Ponadto, zgodnie z oczekiwaniami, każdy z barabaniarzy powinien mieć nieskazitelną opinią i być człowiekiem poważanym w społeczności. Ale ponieważ barabanienie to nie „walenie w bęben”, tylko gra na instrumencie, koniecznym wymogiem jest również poczucie rytmu. Przyjęcie do grona bębniących traktowane jest w Iłży jako nobilitacja, a więc chętnych do tej roli nie brakuje. W tej chwili wszystkie miejsca są obsadzone. Poza ośmioma barabaniarzami, potrzebni są jeszcze dwaj silni mężczyźni do niesienia bębna.
Solista Marian Rachudała chodzi z barabanem od 1982 roku. Ponieważ świetnie szło mu nadawanie rytmu, od razu przejął w rolę prowadzącego. Ma dobre muzyczne podstawy, ponieważ przez 51 lat grał na saksofonie w orkiestrze Ochotniczej Straży Pożarnej. Podtrzymywanie tej wielowiekowej tradycji to dla niego duma i zaszczyt. Pamięta jeszcze swoich dwóch poprzedników. Teraz szykuje następcę, ale zamierza chodzić z barabanem, dopóki będzie miał siłę.
Grupa spotyka się wyłącznie raz do roku, w noc poprzedzającą Wielką Niedzielę. Miejscem zbiórki jest podwórko Mariana Rachudały. Około tygodnia przed tym wydarzeniem, bęben zabierany jest z kościelnego skarbczyka i przenoszony do garażu w celu sprawdzenia jego stanu, zwłaszcza membrany, która wytrzymuje średnio 7 lat. Skórę trzeba odpowiednio naciągnąć i natłuścić olejkiem kamforowym, żeby nadać jej sprężystości. Zawsze też powinno się mieć jedną skórę w zapasie, na wypadek pęknięcia.
Barabaniarze zbierają się przed godziną 24.00, po to żeby poćwiczyć „po cichu”. Punktualnie o północy wyruszają w kierunku ulicy Bodzentyńskiej, gdzie ma miejsce pierwsze „tarabanienie”. Solista nadaje rytm bębniąc cienkimi, leszczynowymi pałkami o filcowych końcówkach. Na jego znak wchodzi pozostała siódemka. Wtedy zaczyna się właściwe bębnienie. Każdy set trwa mniej więcej 5 minut. W tym czasie bęben musi być przytrzymywany, żeby nie podskakiwał, ponieważ podczas grania wytwarzają się silne wibracje.
Co roku pochód przemierza tę samą trasę o długości około 10 km. Ma ona symboliczny zarys okręgu i idzie ulicami: Leśmiana, Zawady, Osiedle Staszica, Błazica, Wójtowską, by dotrzeć do Rynku i ostatniego punktu - kościoła farnego. Przystanków z bębnieniem jest w trakcie pochodu kilkanaście. Rokrocznie bębni się pod domami wyróżnionych gospodarzy. Wychodzą wtedy z domów, witają grupę i dzielą się jajkiem ze święconki. Panuje przekonanie, że barabanienie przynosi pomyślność, warto więc ubiegać się o to wyróżnienie.
W nocnym pochodzie uczestniczą mieszkańcy Iłży i przyjezdni. Jedni idą „dla tradycji”, drudzy z chęci przeżycia nowych doznań lub z ciekawości. Bywa, że zbiera się nawet kilkaset osób. Ale najczęściej już około godziny 3.00, widzowie wykruszają się i do końca zostają sami bębniarze. O godzinie 5.45, na ostatnim przystanku pod kościołem farnym, przez 15 minut odbywa się skumulowane barabanienie, symbolizujące pękanie skał (na znak odsunięcia się głazu, którym był zamknięty grób Chrystusa).
Hałas to apotropeion (środek magiczny) odpędzający złe moce w momentach granicznych, do jakich należy wiosna i początek roku wegetacyjnego, zbiegający się z Wielkanocą, obchodzoną w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Chrześcijańskim wyjaśnieniem tego zwyczaju jest pożegnanie z ciszą Wielkiego Postu. W okolicy Iłży, jak słyszą baraban, to mówią, „że wyganiają tam post”.
Kultywowanie tradycji barabanienia daje mieszkańcom Iłży poczucie trwałości i niezmienności oraz wyróżnia ją z tysięcy miast i miasteczek w Polsce. Dlatego warto w tę jedną noc wybrać się tam, by poczuć moc barabana.